Tony Robert Cochran - Polish news report
"American troll..."
http://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,23447896,amerykanski-troll-w-warszawie-poluje-na-blogoslawiona-w.html
http://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,23447896,amerykanski-troll-w-warszawie-poluje-na-blogoslawiona-w.html
Krytyk, który walczył z rasizmem Artystka znana jako Kle Mens maluje siebie na obrazach jako święte i męczennice. – Ojciec zginął w górach, gdy miałam siedem lat. Rok później mama zabarykadowała drzwi, zbudowała w domu zasieki i kazała nam w nich siedzieć z bratem. Dziadek chce nas zabić, powiedziała. Zachorowała na schizofrenię paranoidalną. Większość jej urojeń miała charakter religijny. Dewocja dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Wysyłała mnie do wspólnot oazowych i to było całe moje życie. Słuchałam kazań, w których księża za przykład podawali mi męczennice, a że byłam ambitna, też chciałam taka być. W końcu się zbuntowałam, ale temat we mnie został.
Wystawę o Czarnej Madonnie nazwała „Błogosławiona w czerni”. Wcielając się w wizerunek Maryi, pomalowała sobie twarz na czarno.
– I o tę twarz poszło – mówi Kle Mens. – Od początku mi to nie pasowało: anglojęzyczny krytyk sztuki chce robić materiał o wystawie młodej artystki w Zielonej Górze. Przedstawił się właśnie jako „Krytyk sztuki Tony Cochran”. Powiedział, że uprawiam „blackface” i jestem rasistką – relacjonuje. W USA „blackface”, czyli malowanie białej twarzy na czarno, jednoznacznie kojarzy się z rasizmem. Przypomina o przedstawieniach, w których biali grali przerysowane czarnoskóre postaci.
– Wiem o tym – zaznacza Kle Mens. – I gdyby napisał to prawdziwy krytyk sztuki, odpowiedziałabym. Że w Europie Wschodniej i w kontekście obrazu Czarnej Madonny, do którego modlą się polscy narodowcy, mam do takiego gestu prawo. Ale on nie chciał rozmawiać, bo nie był prawdziwym krytykiem. Najpierw zaczął dzwonić do galerii w Zielonej Górze. Potem do znanej londyńskiej galerii, w której pracuje kuratorka mojej wystawy Elaine Tam. Mówił im, że wspierają rasistkę. To zarzut, który jest traktowany poważnie, i choć Elaine sama ma chińsko-wietnamskie korzenie, była przerażona, że straci pracę. Opublikował tekst, w którym tłumaczył, dlaczego uważa mnie za rasistkę, połączył mnie z Marszem Niepodległości, a przecież moją poprzednią wystawę zaatakowała grupa nacjonalistów. Wyjaśniał, że nasza galeria jest finansowana przez państwo, Polska korzysta z dotacji Unii Europejskiej, a Europa kolonizowała Afrykę. Rozesłał to wszystkim moim znajomym na Facebooku. Informację, że jestem rasistką, rozesłał do najważniejszych gazet i portali na świecie, do „Guardiana”, „New York Timesa”. Napisał również do dyrekcji poważanej polskiej instytucji, która ze mną współpracuje, że liczy, że zareagują, bo przecież uprawiam mowę nienawiści. – I co się stało? – Nie wiem, czy z powodu tego, że pisał po angielsku, czy dlatego, że ma na Facebooku sporo fanów albo że wysyłał to naprawdę do wszystkich, ludzie zaczęli traktować to poważnie. Pytali, czy jestem rasistką. Tekst Tony’ego udostępnił magazyn sztuki „Szum”. Pracownik poważnej polskiej instytucji publicznej ostrzegł mnie, że muszą wiedzieć o takich kontrowersjach. A chwilę przed otwarciem wystawy odebrałam maila od galerii w Nowym Jorku, która sama mnie wcześniej znalazła i zaprosiła do wystawy zbiorowej. Niestety, teraz pisali chłodno: nasza wystawa idzie w innym kierunku.
'Oferowałem nietradycyjną, radykalną i egzystencjalną psychoanalizę, korzystając ze swoich doświadczeń. Wyjaśniałem, że to, co robię, jest eksperymentalne' Ilustracja: Piotr Chatkowski Facebookową stronę zielonogórskiej galerii BWA (Biuro Wystaw Artystycznych) zalewa rzeka komentarzy po angielsku i polsku: „Obrzydliwość”. „Rasiści”, „Niedobrze mi”. „Pierdolcie się”. Sprawę pogarsza literówka dyrektora Wojciecha Kozłowskiego. Gdy próbuje wyjaśnić sprawę, zamiast „this guy” pisze o krytyku „this gay”. Od teraz będą więc atakowani również za homofobię. – Zaczęłam wpadać w paranoję. On nie wysłał kilku maili. To była kilkudniowa robota na pełny etat. Kiedy opublikował zdjęcie na ulicy obok mojego mieszkania, naprawdę zaczęłam się bać.
Kiedy opadł kurz, odezwali się do niej ludzie, który poznali inne twarze Tony’ego Cochrana. Dziennikarz, który dokumentował reżim 30-letni Amerykanin przyjechał do Warszawy jesienią, ponad rok temu. „Jestem kronikarzem miasta pod butem prawicowego reżimu” – napisał na Facebooku. Chciał jako dziennikarz opisywać przypadki polskiego nacjonalizmu i rasizmu, dokumentować ucisk mniejszości. – Powiedział, że napisze o mnie artykuł dla „New York Timesa”. Zazwyczaj sprawdzam dziennikarzy, z którymi mam się spotkać. Ale tego nie sprawdziłem. Chyba zadziałał ten „amerykański korespondent” – mówi Andy Nguyen, który przyjechał do Warszawy z Hanoi na początku lat 90. Od 15 lat, gdy wchodzi na scenę, zmienia się w najbardziej znaną drag queen w Polsce – Kim Lee. Siedzimy w garderobie Kim, wśród świecących jak noworoczne fajerwerki spódnic, sukni, sukienek – balowych, wieczorowych, koktajlowych. Butów na obcasach, piór, koronek, cekinów i luster. – Siedział tu, gdzie ty. Wydawał się w porządku. Pił whisky, rozmawialiśmy trzy godziny. Pokazywałem mu mój projekt zdjęciowy. Poczekaj, wyjmę album. Rekonstruuję klasyki malarstwa. Tu jestem jako „Mona Lisa”, obok „Dziewczyna z perłą”. Dekoracje, ubrania wykonywaliśmy sami. O, jest. „Olimpia” Maneta. Jestem Olimpią i jej ciemnoskórą służką, użyłem ciemnego podkładu.
– W USA powiedzieliby: „blackface”. – Ale u nas nikt tego tak nie kojarzy. Przepytałem znajomych. Tylko naczelny „Repliki” kojarzył pojęcie „blackface”. Poznał je ostatnio, w samolocie do Stanów. Zresztą rozmawialiśmy z Tonym o tym obrazie. Wtedy nie zwrócił na niego uwagi. Po kolejnej godzinie pożegnaliśmy się serdecznie, buziakiem. A pół roku później opublikował artykuł. Nazwał mnie rasistą, wysłał do znajomych, zagranicznych portali. Znam rasizm, ale z drugiej strony. Padałem w Polsce jego ofiarą. I naprawdę muszę się teraz tłumaczyć, że wcale nie nienawidzę ludzi o innym pochodzeniu? Po jego akcji zalał mnie okropny hejt: „rasistka”, „faszystka”. „Brzydzę się tobą!”.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Lincze w Ameryce. Pocztówka ze śmiercią – O! – przypomina sobie Andy. – Chciał też numer do Anny Grodzkiej, ale nie dałem. Anna Grodzka: – Rozmawiałam z nim. Przedstawił się jako niezależny dziennikarz. Udzieliłam mu wywiadu, ale potem zrobiło się dziwnie, był bardzo, bardzo natarczywy. A gdy zaczęłam bronić Kim, sama usłyszałam, że bronię rasizmu – dodaje. Szukam dalej i dowiaduję się, że Tony przedstawiał się również jako dziennikarz lifestyle’owego magazynu „Vice”. – Powiedział, że przyjechał niedawno do Polski, chciał pisać o środowisku LGBTQ. Poprosiłem, żeby napisał o Paradzie Równości okiem cudzoziemca. Tekst nie był do końca tym, czego oczekiwaliśmy, ale go puściliśmy. Potem zmieniałem stołek, swoje kontakty do autorów oddałem koledze, do Tony’ego również – opowiada Maciek Piasecki, dziś w TOK FM, wcześniej redaktor w polskim oddziale „Vice”. Gdy nowy redaktor odmówił publikacji kolejnego tekstu Tony’ego – nieudanego wywiadu z gejem o prawicowych poglądach – został przez Cochrana oskarżony o homofobię. Maile z oskarżeniami zostały wysłane do wszystkich szefów i redaktorów zagranicznych redakcji „Vice”. Musiał się tłumaczyć i ważyła się jego kariera. O „Krytyce Politycznej”, która nie chciała przyjąć jego tematu o transseksualnych więźniach, oraz Kampanii przeciw Homofobii, której członkowie nie chcieli się z nim spotkać, Tony pisze na blogu, że wpisują się w obecny ponury klimat Polski, z maszerującym ONR-em i ustawą cenzurującą Holocaust. Siebie porównuje do brytyjskiego pisarza Christophera Isherwooda, który pisał teksty w Berlinie lat 30. „Isherwood wyjechał z Berlina, zanim zaczęło być tam naprawdę źle. Ale ja zostaję. Jestem kamerą”. Na pracę niezależnego dziennikarza w „reżimowym mieście” zbiera pieniądze na crowdfundingowym portalu IndieGoGo. Gdy ujawnia kolejne przypadki dyskryminacji, wpłaty rosną, na stronie sypią się lajki. Antykapitalista, który zwinął portfel Jose radzi, żebym w nic nie wierzył. Mieszka w Stanach i jest jednym z ludzi, którzy odezwali się, gdy w internecie zrobiło się głośno o „rasistowskiej wystawie polskiej artystki Kle Mens”. „Jest nas wielu na całym świecie” – pisze. „Kogo?”. „Ofiar Tony’ego. Ludzi, którym zalazł za skórę” – odpowiada. Pytam Jose, kim naprawdę jest Tony Cochran. Czy naprawdę jest krytykiem? Czy był działaczem związków zawodowych? Pisarzem? Filozofem? Tak opisuje siebie na swojej stronie internetowej. Jose śle linki, screeny i kontakty do rozmówców. 2011 rok. Na forach filozoficznych Tony Cochran zachęca ludzi, by zapoznali się z interesującymi myślami młodego i dobrze zapowiadającego się filozofa Eilifa Verney-Elliotta. „Czy czytaliście tego fantastycznego myśliciela?”. Ale internauci orientują się, że Tony i Eilif to ta sama osoba. 2013. Ogłoszenie. „Na konferencji queer wystąpi doktor Eilif Verney Elliott, pisarz, filozof, artysta z Wielkiej Brytanii”. 2014. Hrabstwo Lane, Springfield. Zdjęcie policyjne: Tony Robert Cochran aresztowany pod zarzutem przemocy domowej i próby uduszenia swojego partnera. 2014. Phoenix. Amerykańscy anarchiści na antykapitalistyczną konferencję zapraszają działacza związków zawodowych Tony’ego Cochrana. „Najpierw zniknął na kilka dni, a potem ukradł portfel, karty i dokumenty członka naszego kolektywu, u którego zapewniliśmy mu nocleg” – skarżą się. 2015. Nagranie na YouTubie. Camden, dzielnica Londynu. Tony Cochran przemawia przez megafon. Szczupły, w okularach, typ intelektualisty. Wysokim głosem wzywa do śmierci premiera Camerona, zniszczenia Londynu i Wall Street. „Jestem terrorystą, który występuje przeciw terrorystom. Powinniśmy zabić bankierów. Dokonać egzekucji całej Wall Street”. Jose przesyła mi też linki i zdjęcia internetowych zbiórek, które Tony prowadził przed przyjazdem do Polski. Na portalu IndieGoGo zamiast na niezależne dziennikarstwo zbierał wtedy na pomoc Afryce: „Pomoc dla Afryki – Liberia” (zebrane 3 tysiące dolarów), „Afryka pomoc” (2100 dolarów), „Pomóż Afryce” (100 funtów), „Fundusz medyczny – Afryka” (440 dolarów), „Lekarstwa dla Liberii” (900 dolarów). Zbiórki ilustrują jego zdjęcia: zamyślony, w szalu, wpatrzony melancholijnie w ziemię, mrużący oczy w stronę horyzontu. „To w końcu kim on jest? Nic rozumiem” – piszę do Jose. „I w nic nie wierz – powtarza Jose. – A czy rozmawiałeś już z Komali?”. Psychoanalityk, który leczył w łóżku Komali (imię zmienione) mieszka w Anglii, ma chorobę dwubiegunową i poznała Tony’ego na stronie grupy wsparcia dla ludzi, którzy „doświadczają świata w sposób diagnozowany jako choroba psychiczna” – Projekt Ikar. Tony ogłaszał się jako psychoanalityk. Umówili się na terapię „przez telefon”. I tak Komali pod koniec 2014 roku zapłaciła Tony’emu za rozmowy terapeutyczne przez ocean prawie 2 tysiące funtów. Komali: – Coraz bardziej próbował zacieśniać relacje. Kończył rozmowy, mówiąc „kochanie”, a potem już „kocham cię”. I znowu milczał. W końcu oznajmił, że musi szybko wyjechać ze Stanów. Zaproponował, że przyjedzie do niej i przeprowadzi „radykalną interwencję psychoterapeutyczną typu laignowskiego” (od szkockiego psychiatry Ronalda Davida Laigna, badacza schizofrenii). Komali tłumaczy, że była w bardzo złym stanie, opieka społeczna odebrała jej córkę. Nie chciała żyć, potrzebowała pomocy. Zgodziła się. – Zasugerował, że zapłacę za jego lot. Nie miałam tyle pieniędzy, więc zamówiłam kartę kredytową Tesco – opowiada. Tony Cochran zamieszkał u niej, w hrabstwie Hertfordshire. Komali: – Chciał spać w moim w łóżku. W nocy próbował mnie podrywać, ale ja chciałam od niego tylko pomocy. Nie interesowało mnie nic innego. Zachowywał się jak w jakiejś manii. Tańczył po moim domu jak Mary Poppins na opium. Namawiał mnie na wino i trawkę. Mówił też, że sam ma dwubiegunówkę i jak ja był w dzieciństwie molestowany. Kiedy jednak zauważył, że wcale się w nim nie zadurzyłam, zaczął być agresywny. Tłumaczył, że w swojej pracy terapeutycznej lubi „ściągać ludzi w dół”. Tylko że ja już byłam w dole. Ledwo ruszałam się z sofy. Podawał mi lamotrigine (stabilizator nastroju dla osób z chorobą dwubiegunową), znacznie przekraczał dawki. Nikomu o tym nie mów, powtarzał, bo stracę prawo do wykonywania zawodu. Tylko że i tak go nie ma. Jego certyfikaty z Uniwersytetu Londyńskiego to bujda. Nikt tam o nim nie słyszał. – Długo był u ciebie? – Cztery dni. Wymknął się, gdy byłam naszprycowana lekami. Z moim iPadem, drobnymi z portfela, kartą kredytową Tesco oraz listem z kodem PIN do niej, który leżał w sypialni. W nocy napisał z mojego konta e-mail do siebie: „Przepraszam za ostatnią noc. Weź, proszę, moją kartę kredytową, PIN do niej to 6605. Wydaj trochę pieniędzy. Zasługujesz” – mówi Komali. Rano bank poinformował ją, że ktoś wypłacał pieniądze z jej karty w sklepach i bankomatach. Dostała jeszcze jedną wiadomość od Tony’ego: ma zapłacić kolejne 1700 funtów za jego intensywną pracę terapeutyczną. Gdy został aresztowany, oskarżył ją, że wykorzystała go seksualnie. Komali: – Zeznał, że zbiłam akwarium, a potem leżałam na podłodze w korytarzu i onanizowałam się przed martwa rybą, która leżała w kałuży i szkle. Że szpiegowałam go, gdy brał prysznic, łapałam za penisa, kiedy się mył. I że raz wróciłam pijana i próbowałam go uwieść. Tylko że ja nie piję alkoholu i byłam w takiej depresji, że nie ruszałam się z łóżka – opowiada. – Oskarżonemu wydaje się, że jeśli naczyta się Sartre’a i Heideggera, to posiądzie umiejętność leczenia innych. To urojenie – powiedział sędzia John Plumstead na rozprawie w sądzie koronnym w St Albans. Cochran bronił się sam. Najpierw zaprzeczał, na ostatniej sprawie przyznał się i obiecał: „To się nigdy nie powtórzy. Mogę się zmienić”. Za trzy przypadki kradzieży, trzy próby kradzieży, pięć oszustw i jeden szantaż został skazany na trzy lata więzienia. Po odsiedzeniu kary miał także nakaz powrotu do USA. Wyszedł po roku, poleciał do Stanów, a tam wsiadł w pierwszy samolot do Warszawy. W czasie procesu na portalu IndieGoGo pojawiły się kolejne zbiórki: „Kampania solidarnościowa na aresztowanego politycznego dysydenta”. Abolicjonista, który siedział za niewinność Abolicjonista więzienny i autor powstającej książki „Więzienie jako władza” – tak przedstawia się również po odsiadce. Julia Minasiewicz, była członkini lewicowego kolektywu Opinia Bieżąca (prosi, bym wyraźnie podkreślił, że była – z kolektywu odeszła z powodu seksizmu i hegemonicznego przywództwa): – Odezwał się do nas i chciał razem działać. Wiedzieliśmy tylko, że siedział, ale mówił, że był niewinny. To było dla nas interesujące. Był foucaultystą praktycznym (od „Nadzorować i karać. Narodziny więzienia” Michaela Foucaulta). A my żywo zainteresowani tematami przymusu, nadzoru, kary. Nikt nie sprawdził, za co naprawdę siedział. Jeden z członków kolektywu Opinia Bieżąca: – Tłumaczył, że dziewczyna, która go oskarżyła, miała znajomych w prokuraturze. A sędzia, który go skazał, był homofobem. Że się do niego uprzedził. Julia Minasiewicz: – Mieliśmy tworzyć razem zagraniczne wydanie „Opinii Bieżącej” – „Common Voice”. Nawet napisał dla nas jeden tekst. – O czym? – Że podczas jego pobytu w więzieniu nie miał dostępu do posiłków wegańskich. Zależało mu najbardziej na zdobywaniu kontaktu do kolejnych osób. Ale w końcu się pokłóciliśmy. Podczas dyskusji na skłocie wybuchł, bo nie zgodziłam się z jego opinią o policjantkach i policjantach. Powiedziałam, że to również klasa robotnicza, musimy z nimi rozmawiać. Wyzwał mnie od rasistek, bo przecież w Stanach policja zabija Afroamerykanów. – Ale zdążyliśmy poznać jego męża – dodaje jeden z członków kolektywu. – Męża? – Tak, Alexandra Verneya-Elliotta, to syn reżysera Kena Russella. Byliśmy akurat w Londynie na konferencji marksistowskiej. Tony ma zakaz przebywania w Anglii, więc Alexander miał przekazać dla niego pieniądze. Alexander też był kiedyś jego pacjentem, a teraz jest, jak mówi Tony, jego „nieseksualnym mężem”, to znaczy łączy ich więź duchowa. No i to wsparcie finansowe. Alexander mieszka w artystowskiej suterenie, gdzie rzeźbi i maluje. Jest od Tony’ego w pełni zależny. Jak spóźnił się na spotkanie z nami, Tony przez telefon wydzierał się na niego, wyzywał go i przeklinał. Bardzo przykro się tego słuchało – dodaje. Przypominam sobie, że już słyszałem to nazwisko. Verney-Elliott, ale nie Alexander, tylko Eilif – tak podpisywał się Tony kilka lat temu, podając się za filozofa i terapeutę z Wielkiej Brytanii. Znajduję kolejne tożsamości, których Tony używa w portalach społecznościowych: Lucien Steinberg, Elliott Elfenbein… Podczas sieciowych bojów wzajemnie lajkuje sobie nimi komentarze, udostępnia posty, a czasem dyskutuje sam ze sobą, używając różnych kont. Zaczynam się zastanawiać: czy aby Jose z USA i Komali z Wielkiej Brytanii też nie są alter ego Tony’ego Cochrana? Dzwonię więc do brytyjskiego sądu, piszę do angielskiej dziennikarki Emmy Youle, która opisywała rozprawę. Oddycham z ulgą, gdy Komali przesyła mi swoje zdjęcia dowodu oraz dokumentów sądowych. Na swojej facebookowej stronie „Tony Robert Cochran, pisarz” ma 23 tysiące fanów. Wśród nich jest także dwóch dziennikarzy „Wyborczej”. Zagaduję. „Znam go tylko z Facebooka. To jakaś enigma” – pisze pierwszy. Drugi odpowiada: „O kurczę, nie znam go. Przyjąłem go chyba tylko dlatego, że ma podobnych znajomych”. Gdy w Warszawie szukam ludzi, którzy spotkali Tony’ego, okazuje się, że w środowisku lewicowym też zna go tu bardzo wielu. Opisują podobny schemat: na początku natarczywie miły, a po jakimś czasie, gdy się go ignoruje, natrętnie niemiły – wtedy atakuje za hipotetyczny rasizm i homofobię, dzwoni do przełożonych. Często prosi o pieniądze dla siebie lub na swoje projekty. „Bardzo inteligentny”. Siostra Anna Kowalska, która zbiera pieniądze dla dzieci z Syrii, mówi, że kręcił się przy akcjach pomocowych, a potem nazwał ją islamofobką. W.: – Próbował wyciągnąć ode mnie kasę na projekt pomocy transseksualnym więźniom. Marcelina Zawisza, polityczka z Partii Razem: – Poszłam na wywiad do jego mieszkania. Podał się za dziennikarza „Vice’a”. Ale dowiedziałam się potem, co pisze o pedofilii, zrobiło mi się słabo i usunęłam go ze znajomych. Tony pisał, że środowisko LGBTQ koniecznie powinno dodać do skrótu kolejną literkę – „P”, to znaczy zacząć bronić praw kolejnej mniejszości, pedofilów. Jose: – Najbardziej w świecie szuka atencji. Powie ci każdą najbardziej kontrowersyjną rzecz, jeśli tylko zwrócisz na niego uwagę. Trollowanie sprawia mu radość. To prawdziwy internetowy troll, który przedostał się do świata rzeczywistego. Moim zdaniem tylko przy okazji naciąga ludzi na kasę. Nawet gdyby był bogaty, dalej trollowałby ludzi. Dla zabawy. Filozof, który chciał mnie leczyć zen „Radykalne usługi psychoanalityczne. Asysta dla podróżujących przez rafy tego świata” – reklamuje się po przyjeździe do Polski. Potem ogłoszenie znika. Kontaktuję się z Tonym z fikcyjnego adresu e-mail i pod innym nazwiskiem. Chcę dowiedzieć się, czy dalej leczy. Piszę, że mam chorobę dwubiegunową. Czy może mi pomóc? Odpisuje, że może, ale w Polsce nie praktykuje psychoanalizy, tu jego papiery są nieważne. Oferuje jednak sesje, które pomogą mi zarządzać objawami. Opłata jest elastyczna – zależy, ile razy w tygodniu chciałbym się spotykać. Raz w tygodniu (to minimum) wyniesie 150 złotych. Dwa razy w tygodniu już tylko po 100 złotych. Sesje „obejmują filozofię, od egzystencjalizmu, przez stoicyzm, buddyzm zen, po medytację, tworzenie dzienników, rozmowy ze mną i ekspresję artystyczną”. Sesja trwa 50 minut i odbywa się u niego w mieszkaniu. „Kiedy możemy się spotkać? Z poważaniem, Tony”. Kontaktuję się również z Tonym jako reporter, chcę umówić się na spotkanie. „Oszalałeś – pisze Jose. – Na wszystko będzie miał odpowiedź”. – Przejedzie po tobie jak walec. Dowali etykietką, a potem pięknie umotywuje, dlaczego jesteś rasistą, faszystą, homofobem, aż sam zaczniesz w to wierzyć. A potem opowie o tym innym, komu się tylko da – dodaje jeden z członków kolektywu Opinia Bieżąca. Tony zgadza się na rozmowę. A potem zmienia zdanie. Wolałby wywiad drogą elektroniczną. „Czy możemy spotkać się w sieci zamiast w pustce prawdziwego świata?” – pisze. Upieram się, że wolę prawdziwy świat i jego pustkę. Dzwoni. To bardzo dziwne, bo nie podawałem mu numeru telefonu i nie jest on dostępny publicznie. „Czy będziesz sam?” – dopytuje. Znowu zmienia godzinę. Zanim zdążymy się spotkać i porozmawiać, zorientuje się też, że to ja pisałem do niego wcześniej z pytaniem o psychoanalizę. Wścieka się. „Jesteś nieprofesjonalny. Ktoś powinien cię zastąpić” – wysyła maila na kilka zbiorowych adresów „Wyborczej” i obiecuje w tej sprawie kontaktować się także z moimi przełożonymi. Daje 48 godzin na przesłanie pytań. „Urodziłem się Placerville w Kalifornii – pisze dwa dni później w odpowiedzi. – Adoptowali mnie dziadkowie ze strony matki, świadkowie Jehowy. Ale wyrzekli się mnie, gdy uświadomiłem sobie, że jestem gejem”. Opowiada, że do 19. roku życia uczył się na Rogue Community College. Potem miał współpracować ze związkami zawodowymi, organizacjami LGBT. Podróżował po USA, dyskutując o problemach nierówności społecznej. Sugeruje, że to właśnie on pierwszy rzucił pomysł marszu na Wall Street (podchwycony potem przez innych). Pisze, że był dyrektorem komunikacji w budynku Occupy Harlem 477 i organizował demonstracje wzywające Stany do reparacji za niewolnictwo. „Czy masz odpowiednie wykształcenie, by pracować jako psychoterapeuta?” – pytam. Pisze, że jest przecież wielu niezarejestrowanych psychoterapeutów. „Oferowałem nietradycyjną, radykalną i egzystencjalną psychoanalizę, korzystając ze swoich doświadczeń. Wyjaśniałem, że to, co robię, jest eksperymentalne. Nie stawiałem diagnoz klinicznych”. Jeśli chodzi o wykształcenie, twierdzi, że nieformalnie zaczął uczęszczać na wykłady do Centrum Badań i Analiz Freudowskich, ale przerwał. Pracował też nad własną teorią – ontologią nihilistycznego negatywizmu. Powtarza, że wyrok w Anglii był niesprawiedliwy, jego klientka molestowała go seksualnie, sama dała mu kartę kredytową. Miała też powiedzieć, że Tony był najlepszym terapeutą, jakiego kiedykolwiek miała. „Mój mąż Alexander Verney-Elliott też mówi, że byłem najlepszym terapeutą, jakiego miał” – pisze. – Zajmujesz się psychoanalizą w Polsce? Z czego się tu utrzymujesz? Tony: „Nie zajmuję się. Nie jestem tu licencjonowany, ale mogę ludziom doradzać” „Jestem pisarzem. Moi mężowie – bo mam dwóch, legalnego i duchowego – są bardzo hojni, popierają moją pracę, pomagają mi. Skończyłem książkę Więzienie jako władza . Działam też jako krytyk społeczny. A ty? Z czego się utrzymujesz? Bo nie jestem pewien, czy jesteś wannabe dziennikarzem, czy raczej plotkarzem z tabloidu?”. Pytam o pieniądze ze zbiórek „dla Afryki”. Tony: „Być może zostałem zhakowany”. O sprawie przemocy domowej w USA: nie było sprawy ani wyroku. – Stalkujesz ludzi? – zamiast wymieniania nazwisk piszę o artystach, działaczach lewicowych i dziennikarzach, ale Tony szybko domyśla się, o kogo dokładnie chodzi. Tony: „Używasz internetowego tłumacza? Czy pytania może mi zadawać ktoś bardziej biegły w angielskim? Bo stalking ma bardzo konkretne znaczenie w tym języku, a ja tylko prosiłem o komentarz innych w sprawie rasizmu i homofobii”. Jeśli chodzi o redaktora „Vice”, po prostu poczuł, że ma obowiązek „zaraportowania przełożonym jego nieprofesjonalnego i agresywnego zachowania”. Zachowanie drag queen Kim Lee wpisuje się „w problem, jaki ma z rasizmem homogeniczna etnicznie, biała Polska”. Artystki Kle Mens nikomu nie kazał wyrzucać, prosił po prostu galerie o komentarz, czy podobają im się te „narcystyczne i rasistowskie prace”. „Mimo że rząd USA nie był bezpośrednio zamieszany w Holocaust, nie posługujemy się tam w sztuce karykaturami Żydów albo innymi antysemickimi motywami. Wiemy, że to obraźliwe”. „Nieczarni malujący się na czarno, z jakichkolwiek powodów, to jak zakładanie wielkiego plastikowego nosa i przyczepianie sobie gwiazdy Dawida”. „Europa wzbogaciła się na niewolnictwie, a Polska dostaje dużo pieniędzy z krajów zachodniej Europy”. Czy stalkuje? Nie. Pokazuje tylko, kim ci ludzie są naprawdę. Gdy Kim Lee zaczęła bronić Anna Grodzka, postanowił ujawnić tę hipokryzję polskiej lewicy. Dlaczego wszyscy wypominają mu wyrok? Czemu zawsze tak mocno piętnuje się byłych więźniów? „Ci ludzie są tak nudni, że nie chciałbym ich spotkać na kawie, a co dopiero stalkować. To najgłupsza rzecz, jaką usłyszałem”. „A czy ty się przypadkiem z nimi nie przyjaźnisz? Czy twoi redaktorzy wiedzą, że prawdopodobnie używasz gazety do prywatnej vendetty w sprawie swoich znajomych?”. Kle Mens nie zgłosiła sprawy na policję, uznała, że o to właśnie chodziło Tony’emu – mógłby wtedy napisać, że jest ciągany przez reżim za ujawnianie polskiego rasizmu. Musiała odbudować swoje kontakty z galeriami. Inni, którzy mieli styczność z Tonym, także piszą, że po kilku dniach tłumaczenia się przed znajomymi i szefami z powodu oskarżeń zapadła cisza. Tony publikuje na portalach społecznościowych filmy wspierające Palestyńczyków z Gazy. Ma już prawie 25 tysięcy fanów. Jose podsyła mi kolejne kontakty do ludzi, których Tony „naciągnął na pieniądze”. A ja dalej zastanawiam się: „Kim naprawdę jest Tony Cochran”. Komali: – Jest każdym. Powie to, co chcesz, i będzie tym, czym chcesz. Ale po chwili, zanim zauważysz, zmieni się w nocny koszmar. Ale pamiętaj, koszmar też nie jest do końca prawdziwy.
Comments
Post a Comment